Autorka strony na trasie

Prezentujemy drugi odcinek z serii ODKRYWCY REGIONU. Tym razem o inspiracje do podróży po regionie pytamy Bożenę Łożyńską – autorkę Facebookowej strony RoweremPrzedSiebie

 

Przedstaw się, proszę. Czym się zajmujesz na co dzień?

Jestem osobą w średnim wieku, która uważa, że dzień bez roweru, to dzień stracony. Życie przez ostatnie trzy lata zafundowało mi dużo wolnego, aczkolwiek nie beztroskiego czasu, dzięki czemu mogłam poświęcić go swojej pasji, czyli roweroowaniu – jednak niestety nie aż tyle ile bym chciała.

 

Czym jest Facebookowa strona “RoweremPrzedSiebie”? Jak i dlaczego powstała? Co na niej publikujesz?

Ostromecko 2012

Strona powstała głównie po to aby móc na szerszą skalę rozszerzyć zasięg mojego bloga http://rowerer.blogspot.com/ , który założyłam, (a który niestety ostatnio zaniedbałam) by publikować na nim opisy swoich wycieczek rowerowych jakie odbyłam w 2012 roku. Wcześniej (kiedy jeździłam z grupą) pisałam trochę na MM-ce i na stronie Rowerowy Grudziądz,, ale kiedy zaczęłam jeździć solo, pomyślałam, że będę prowadzić coś w rodzaju dziennika, jednak jak to w moim przypadku bywa , wszystkie plany mają się nijak do rzeczywistości 😉 Publikowałam, to co napisałam już wcześniej, a potem na bieżąco opisywałam te rowerowe wycieczki, które wywoływały wewnętrzną potrzebę dzielenia się nimi z innymi. Trochę później powstał (jako dodatek) blog  http://galeriafotek.blogspot.com/, na którym zamieszczam głównie zdjęcia. Muszę również dodać, że nieodzownym atrybutem moich wycieczek rowerowych jest właśnie aparat. Z czasem strona facebookowa przeistoczyła się właśnie w taki mini dziennik z mojego codziennego rowerowania, a zamieszczam na niej wszystko to, co rowerowe. 🙂

 

Dlaczego wybrałaś rower? 

rowerowanie zimą swe uroki ma

Hmm 🙂 Pewnie dlatego ,że na nic innego mnie nie stać  ;), a tak na poważnie, to od kiedy w wieku 5 lat nauczyłam się jeździć na dwóch kółkach, rower stał się częścią codziennej najpierw zabawy, potem przyjemności, potem tanim środkiem transportu, a teraz przerodził się  jeszcze w pasję. Poza tym kiedyś posiadanie roweru było tym, czym dla dzisiejszych dzieciaków jest Mp3 czy komputer…  W czasach mojego dzieciństwa rowery nie zalegały w sklepach tylko trzeba było je wystać w kolejkach i jeszcze mieć szczęście, że w dostawie będzie ich tyle, by – „starczyło jeszcze dla mnie”. Tak więc posiadanie własnego roweru, to było coś. Poza tym mój dziadek jeździł dość dużo i długo rowerem – bo aż do 80-tki, wiec tak jak by rower mam we krwi  🙂 Ja  już osiągnęłam też ten etap życia. gdzie zaczyna doceniać się upływający czas, a i to co dzieje się z naszym środowiskiem coraz bardziej zmusza do dostrzegania tego co jeszcze nas otacza, a co już nieuchronnie zanika, bo świadomie lub i nieświadomie to tracimy, a co niestety będzie trudne w odzyskaniu. Rower jeszcze daje mi możliwość wsłuchania się w odgłos szumu lasu kołysanego wiatrem, śpiewu skowronka, poczucia zapachu skoszonego siana, przeoranej skiby ziemi czy choćby zachłyśnięcie się „świeżym” powietrzem …  czyli wszystkiego tego co daje matka natura, a czego nie zauważy się pędząc samochodem. Rower dla mnie to również najlepszy suplement diety 🙂

 

Sama mówisz “można mieć pasję niezależnie od stanu konta, a firmowy i drogi rower, czy markowa odzież rowerowa”, rozwiń proszę tę myśl.

buszowanie w groszkowym polu

To znaczy, że pasja (moim zdaniem) zależy od stanu umysłu, a nie stanu konta. Często myli się pasę z chwilowym zafascynowaniem czy po prostu modą na rower. Posłużę się tu powiedzeniem, że „ nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie kawalera” tzn. że nie trzeba mieć drogiego sprzętu by popedałować daleko przed siebie. Ja nie kieruje się staropolskim obyczajem „zastaw się, a postaw się” tylko tym, że „ mam to, na co mnie stać” i jestem szczęśliwa, że to mam.

 

Dlaczego twoim zdaniem, warto odkrywać najbliższe okolice, region?

Zacytuję tu kolejne mądre powiedzenie „ Cudze chwalicie, swego nie znacie”. Warto przede wszystkim poznać najpierw swoje otoczenie, by móc później odkrywać piękno tego, co jest poza naszą codziennością. Starajmy się docenić walory tego, co mamy wokół siebie i je wyeksponować tak byśmy czuli się tu szczęśliwi, bo to w końcu nasz „dom”. A każdy człowiek dba o swoje „gniazdko” i gdziekolwiek nie wyjedzie zawsze cieszy się, że ma gdzie i do czego wracać. 🙂  Nasz region jest bogaty w historię i to nawet bardzo wczesną, więc warto poznać ją choćby w „pigółce”. No, bo to nasza ostoja oraz dziedzictwo i powinniśmy cieszyć się, że ją mamy.

 

Co byś doradził tym, którzy chcą ruszyć w drogę? Od czego zacząć, żeby się nie zniechęcić?

Diabelce kuszą i nęcą

Na początku proponuje by pojeździć z jakąś grupą lub osobą, która ma już jakieś doświadczenie i może nam udzielić kilku rad związanych z samą jazdą czy orientacją w terenie. Powinniśmy również przed wyruszeniem w dłuższą trasę pojeździć sobie po najbliższej okolicy i wypróbować opcje różnych nawierzchni, by wybrać tą, na jakiej czujemy się dobrze i którą jazda będzie nam sprawiała przyjemność, a nie udrękę. Również trzeba sobie określić jakieś cele, które nie zawsze się zrealizują, ale które pomogą nam, choć w połowie poczuć satysfakcję ziszczenia założenia. Nawet, jeżeli w czymś osiągniemy porażkę, nienależny się poddawać tylko wyciągnąć wnioski na przyszłość. Tu jest podobnie jak z nauką chodzenia – jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz 🙂

 

Twoje ulubione miejsca w regionie? Najbardziej zaskakujące?

Hmm – no to chyba poza wszelką wątpliwością będą Czarcie Góry. Przeprawa przez nie rowerem, to nie lada wyzwanie, bo jest to przede wszystkim szlak pieszy, Dokładnie rok temu wybrałam się na nie w pojedynkę. Pozarastane 1,5 metrowej wysokości pokrzywami wąskie ścieżki, które wiodą miejscami tuż nad samym nurtem Wisły przyprawiały o dreszcze. Spływające z góry strugi wody, przez które przechodząc można wpaść w poślizg czy zwalone drzewo na ścieżce, przez które trzeba przenieść rower itd. sprawiają, że potrzeba rozwagi, a nie brawury jednak towarzysząca temu adrenalina sprawia, że dajesz radę niemożliwemu. Diabelce, bo tak też są nazywane mają swój początek w Sartowicach (tam jest ta najłatwiejsza część) a kończą się w Świeciu przy ujściu Wdy, a ich długość to ok. 10 km. Dla mnie był to sprawdzian wytrzymałości fizycznej i psychicznej, bo pokonać taką trasę bez asekuracji po raz pierwszy, to było coś. 🙂 No a poza tym jak to Czarcie Góry – kuszą i nęcą 🙂 ale survivalową trudność wynagradza widok jaki nam towarzyszy podczas tej przeprawy.

 

Jakie znane Ci trasy poleciłabyś na rower?

 

To te, którymi ja często jeżdżę, a które maja kilka opcji do wyboru w zależności od preferencji nawierzchni, jaką lubimy.

  • WTR-em Grudziądz-Nowa Wieś-Zakurzewo, potem czarnym szlakiem na Łosiową Górę.
  • Grudziądz- Michale – Dragacz – Dolna Grupa – Grupa – Piła Młyn – Ciemniki – Jeżewo – Taszewko – Białe –  Wilcze Błota – Święte – Nowe Marzy – Wlk. Stwolno – Bratwin – Michale –Grudziądz (ok.47-50km)
  • Grudziądz- Lisie Kąty – Białochowo – Rogóźno – Szembruczek – Sobótka- Rogóźno Zamek- Szczepanki- Dolina Osy- Gruta-Nicwałd- Grudziądz (ok. 50-60km)

Jest ich o wiele więcej ale te mają możliwość wyboru nawierzchni i wiodą głównie w otoczeniu lasu.

 

Plany na przyszłość?

Jak wcześniej wspomniałam z tymi moimi planami bywa różnie Jale chciałabym jeszcze tego lata pokonać kilka tras powyżej setki. A takim największym planem, a właściwie marzeniem jest popedałować -rowerem przed siebie –nie oglądając się za siebie J

 

Bożena Łożyńska autorka strony RoweremPrzedSiebie i bloga